Mid-century modern, vintage, u nas wzornictwo PRL-u – design połowy XX wieku od kilku lat znów jest na topie. – Dobry design zawsze młody – tym zgrabnym sloganem podsumowuje aktualną popularność stylu jeden z architektów. Trend dawania drugiego życia przedmiotom codziennego użytku dodatkowo wzmacnia popularność tej stylistyki.
W klimatycznych halach starej fabryki silników okrętowych spotyka się 72 wystawców, antykwariuszy oraz sprzedawców „pereł z odzysku” z całej Europy. Towarzyszy im stoisko dawnych katalogów i wydawnictw poświęconych projektowaniu. Same rarytasy. Targi w Amsterdamie dawno już nie kojarzą się z rynkiem staroci, raczej z miejscem, gdzie koneserzy wypatrują prawdziwych ikon. Tu każdy wie, co sprzedaje. Włosi, Szwedzi, Węgrzy, Holendrzy, Francuzi, Polacy, Niemcy – każdy przywiózł coś, co może zyskać zainteresowanie na wymagającym kolekcjonerskim rynku.
źródło: https://www.design-icons.com/impression/
W deszczowy weekend w kwietniu 2023 roku tysiące odwiedzających i miłośników vintage, noszących się z niewymuszoną elegancją estetów, oglądają, ale przede wszystkim kupują wyposażenie z połowy poprzedniego wieku. Etykieta sold pojawia się na setkach przedmiotów, niektóre są wynoszone wprost z hali do samochodów. Smakosze życia czekali rok na te perły. Zaczynają się łowy.
Polacy też się wystawiają. Na stoisku Mazur & Hofman widzę prawdziwe cuda. Sofy, sekretarzyki, komody odrestaurowane z wielką pieczołowitością sprzedają się w mgnieniu oka. Biurko polskiego projektu budzi duże zainteresowanie. Polscy muzycy klasyczni po koncertach poprzedzonych żmudnymi ćwiczeniami zajmują się renowacją i kolekcjonowaniem dobrze zaprojektowanych przedmiotów. Moje serce rośnie, gdy słyszę, z jaką swobodą rozmawiają o historii polskiego, czyli europejskiego, designu z wymagającymi klientami.
Polski design traktowany jest tutaj na równi z innymi projektami. Tyle że nazwiska naszych projektantów nie są tak znane jak tych sławnych z innych krajów. No i trudniej się je wymawia.
Od projektu do ikony designu, czyli trudna sztuka wzornictwa przemysłowego
Wzornictwo przemysłowe, czyli sztuka przedmiotu, to niełatwa dyscyplina projektowa. Wiele lat prób, doświadczeń i ograniczeń stawianych przez technologię, rynkowe wpadki, nieoczekiwane sukcesy oraz długie godziny spędzone w modelarniach fabryk na setkach nadzorów autorskich. To rzeczywistość, której nie widać, gdy produkty stoją na sklepowych półkach. Projektanci produktu, podobnie jak architekci, odpowiadają za naprawdę duże budżety i skomplikowane wdrożenia, dlatego muszą rozumieć nie tylko proporcje, formy i ergonomię przedmiotu, ale też możliwości materiałowe i techniczne produkcji. Zanim ich projekt stanie się przedmiotem pożądania i trafi na rynek, wiele potu i pieniędzy trzeba zainwestować, by „fotel był wygodny”, dzbanek „nie kapał”, a kieliszek przyciągał wzrok i podbił smak wina. Kreatywność w tym zawodzie to jedno, a współpraca z technologami i rynkiem to drugie. Tylko najlepsi potrafią połączyć te kropki, tak by zwykłe codzienne przedmioty stały się ikonami budzącymi zachwyt przez lata. Te najlepsze się nie starzeją. Dzisiejszy trend wnętrzarski na design vintage tylko to potwierdza.
źródło: https://www.design-icons.com/impression/
Europejscy agenci i architekci towarzyszący swoim klientom wprawnymi oczyma skanują amsterdamskie ekspozycje wystawców. Doradzają i negocjują ceny. Najlepsze obiekty sprzedają się w pierwszych godzinach targów. Moje serce krwawi, bo do samolotu mogę zabrać tylko książki i katalogi. Kupuję katalog produkcyjny mebli Rietvelda z projektami technicznymi i materiałami produkcyjnymi – dzięki nim mogę zlecić replikę na własny użytek, bo na oryginał kultowego krzesła „Z” i tak mnie nie stać. Zabiera go uśmiechnięty 30-letni właściciel start-upu z branży IT. Gratuluję mu z całego serca. Prosi mnie o radę w sprawie wyboru włoskiej lampy. Zasypuję go informacjami i radzę negocjować cenę do 3,5 tys. euro. Lampa jedzie do jego nowego domu, a ja cieszę się, jakbym sama ją kupiła. Żegnamy się wylewnie. Mężczyzna zaskoczony moją ekspertyzą pyta, skąd pochodzę i gdzie może odnaleźć więcej informacji na temat polskiego designu. Podaję mu adres naszego fundacyjnego serwisu dizajnnawynos.pl, gdzie może pochodzić po wystawach 360 stopni i zobaczyć polski mid-century modern. Jego cyfrowa dusza lewituje, moja, „historycznosztuczna” też.
Świetlana przyszłość designu vintage
Pomarańczowe włoskie lampy Zanotty, sofy Vitsœ, sprzęt Dietera Ramsa, dywany Pantone’a – wybór jest ogromny. Żeby nie wpaść w pułapkę zakupu impulsowego, trzeba nie lada doświadczenia i żelaznej konsekwencji. Reprezentowany licznie styl space age budzi moje wielkie zainteresowanie, korzystam z okazji i rozmawiam z antykwariuszami, którzy mają olbrzymią wiedzę o pochodzeniu i kulisach powstania wielu obiektów. Mój mąż dyskutuje ze sprzedawcą niezwykłego sprzętu grającego. Zaczynam się bać o stan naszego konta. Ostatecznie kupujemy zdalnie, na polskim portalu, widziane na targach dwa fotele Konrada Schäffera zaprojektowane dla firmy Lübke. Będą na nas czekały w studiu, zanim wrócimy do domu. Kilka pierwszych godzin mija w tempie ekspresowym, na lunch idziemy do restauracji vege w hali obok. Sobota okazuje się smakowitym dniem dla wszystkich zmysłów. Targi dawnego designu dla jednych są miejscem zakupów obiektów kolekcjonerskich, a dla drugich – wyposażenia wnętrz, na których nie da się stracić w przyszłości. Dla wszystkich są niezwykłym, elektryzującym doświadczeniem, które łączy emocje z obiektami materialnymi.
Taka relacja człowieka z przedmiotem zostaje na lata. Takich mebli, lamp, dywanów, porcelany nikt ot tak się nie pozbywa.
Przyjaciół się nie wyrzuca. Najwyżej oddaje w dobre ręce. Wysoka wartość estetyczna i więź emocjonalna ograniczają podejście do zakupów w duchu konsumpcjonizmu. Naprawdę w tym przypadku mniej znaczy więcej.
Najmłodsze pokolenie wyposażających swoje mieszkania i domy zachwyca się różnorodnością form, wyobraźnią i fantazją przedmiotów z poprzedniej epoki, gdy standaryzacja i globalny design jeszcze nie zdominowały estetyki. Architekci z prawdziwym zrozumieniem wpisują ikony designu w projekty dla klientów. Tak rodzi się wielkie żywe muzeum designu, tyle że obiekty będą używane w setkach domów. Wyobraźnia i odwaga życia w świecie różnych stylistyk, materiałów i form budzi tyle emocji, że wróżę temu trendowi długie lata popularności. Pytanie tylko, czy modniejsze w kolejnych sezonach będą lata 60. czy 90.? Czas pokaże. Dzisiaj, na razie, obowiązują lata 70.
Wielka decyzja Anno Domini 2025!
W naszym fundacyjnym studio fotograficznym ruch i ożywienie. Setki obiektów wyjmujemy z pudeł, fotografujemy i opisujemy w katalogu. W portalu dizajnnawynos.pl pojawia się podstrona Produkty – to tam informujemy o okazji i możliwości zakupu naszych obiektów. Ich sprzedaż pozwoli realizować kolejne, promocyjne projekty fundacji. Uśpione przedmioty czekały latami w pudłach, a teraz przyczynią się dla wspólnego dobra. Każdego dnia na portal patyna.pl i w inne miejsca w sieci trafiają nowe obiekty. Zgłaszają się z pytaniami muzea, zbieracze i kolekcjonerzy. Musieliśmy zbudować specjalną „stację do pakowania” wysyłek. Jarek z radości szaleje, nareszcie mógł stworzyć i dopracować niezawodną metodę pakowania.
Zadowoleni odbiorcy piszą, że jeszcze tak zapakowanych obiektów nie widzieli! Sporo osób odzywa się z pytaniami o nasze meble z prośbą o ich renowację. Tutaj wkraczam ja! Nareszcie mogę pobawić się obiciami. Dobieram kolory, faktury i wzory: a to wełnianą jodełkę, niczym na angielski garnitur, a to przepiękne i miękkie bucle, jak z francuskich kostiumów chanelki. Po renowacji nasze meble jadą w świat. Na ścianie studio pojawiła się mapa – przypinamy punkciki, gdzie trafiają rarytasy z naszej kolekcji, ponieważ rozsiane są już nie tylko w Polsce. Wysyłki do Włoch, Szwecji, Niemiec i Wielkiej Brytanii cieszą podwójnie! To nasi rodacy, którzy zmienili miejsce zamieszkania chcą kawałek dobrze zaprojektowanej Polski mieć u siebie w nowych domach. Bardzo się cieszę. Z tego powodu będą mogli opowiedzieć naszą historię przez pryzmat polskiej kreatywności, a nie tylko smętnej historii dawnych komunistycznych czasów.
Towarzystwo Ciekawych Estetów
Poza zakupami pojedynczych obiektów do domów lub zestawów, jako „prezent na wesele” (że też mi nikt nie dał takiego prezentu!) zgłosiło się kilka osób, deklarując przeznaczony, konkretny budżet na zakup obiektów z prośbą o przygotowanie kolekcji według mojego uznania. Taki starter dla początkującego kolekcjonera. Podejrzewam, że część z nich chce również po prostu dobrze ulokować swoje pieniądze. Takie zlecenie powoduje, że chodzę podekscytowana. Pytam, gdzie te obiekty mogą stanąć lub zawisnąć i dostaję zdjęcia przepięknych wnętrz, dużych i małych. Staram się dobrać przedmioty do wnętrza tak, by w całości stanowiły wartość kolekcjonerską. Nigdy nie myślałam, że będę miała taką radość tworzenia „kapsułowych kolekcji” naszego vintage designu. Kilka osób polubiło nas w toku uzgodnień do tego stopnia, że zostaliśmy zaproszeni do ich domów, gdy będziemy przejazdem w ich miastach.
Nazywam nas wszystkich Towarzystwem Ciekawych Estetów.
Przynależność do takiej grupy ciekawych i miłych ludzi jest bonusem, o którym nigdy nawet nie myślałam. Każdy z nas jest inny, ciekawy, interesujący, ze swoim życiem, marzeniami i historiami. Dobre projekty dawnych twórców po prostu nas połączyły. Pewnie nie mielibyśmy szansy się poznać, gdyby nie nasza wspólna pasja. Nie wiem czy uda nam się odwiedzić wszystkich, ale radość i wdzięczność z zaproszeń pozostaje.
Halo wielka scena!
Plotka o tym, że otworzyliśmy pudła trafiła do wielu uszu. Telefony z domów aukcyjnych rozdzwoniły się z pytaniami o współpracę. Pod siedzibę fundacji podjeżdżają samochody i wypożyczają obiekty do sesji filmowych i fotograficznych dla kilku znanych firm i brandów. Fotografowie i styliści zacierają ręce, będą mieli unikalne obiekty na planie. Architekci zamawiają i rezerwują „gabaryty” oraz piękne detale na „za kilka miesięcy” do domów, które jeszcze nie mają wszystkich ścianek działowych. Magazyny wnętrzarskie pytają o artykuły. Zgłosiły się też miejsca, które chcą wypożyczyć przedmioty na wystawy.
Szczerze mówiąc wygląda na to, że zamieszaliśmy w stylistycznym środowisku. Cieszy nas to niezmiernie. Promocja dobrego designu to nasz główny cel działania już od lat. Chętnie współpracujemy z tymi, którzy rozumieją wartość piękna zamkniętego w formie zwykłych-niezwykłych przedmiotów. Im więcej wiedzy, tym mniej przedmiotów trafi na śmietnik, a poza tym w mieszkaniach i domach przestanie wiać sieciową nudą. Jarek przygląda mi się od czasu do czasu i pyta, czy nie czuję żalu, że tyle paczek wyjeżdża ze studia? Na początku, przyznaję, było mi trochę żal, ale dzisiaj widząc ile dobra z tego wynika, czuję, że otworzyła się jakaś nowa historia. Kto wie, co z niej jeszcze wyniknie? Kto wie?
Beata Bochińska
Historyczka sztuki, prezeska Fundacji Bochińskich, specjalistka zarządzania wzornictwem i prognozowania trendów stylistycznych, autorka książek, raportów, kuratorka festiwali i wystaw, jurorka konkursów projektowych. Była prezesa IWP i wykładowczyni SGH, UW. Prywatnie kolekcjonerka wzornictwa z obszaru Europy Środkowej i Wschodniej zza żelaznej kurtyny.