W dzisiejszych czasach luksus to nie tylko kosztowne dobra. To również wolność wyboru wartości, którym hołdujemy w oparciu o nasze rozumienie współczesnego świata. W poniższej rozmowie Beata Bochińska, prezeska Fundacji Bochińskich i historyczka sztuki, oraz Tymoteusz Buhl, kulturoznawca i manager sztuki reprezentują poglądy dwóch pokoleń na to, co jest dla nich prawdziwym luksusem.
Rozmowa ta nie ogranicza się jedynie do materialnych aspektów luksusu, ale zagłębia się w obszary naszych doświadczeń i towarzyszącyh im emocji. Beata i Tymoteusz, korzystając ze swojego doświadczenia i wiedzy, zadają pytanie, które staje się coraz bardziej istotne w dzisiejszym świecie projektowania i innowacji: “Jak zaprojektować w dzisiejszych czasach produkt luksusowy?”.
Tymoteusz Buhl: Beato – jak Ty postrzegasz luksus? Jaką definicję posiada luksus według Ciebie?
Beata Bochińska: To jest dla mnie bardzo ciekawe pytanie. Ja jestem przedstwicielką pokolenia przełomu polityczno-gospodarczego, który miał miejsce w 1989 roku. Pojęcie luksusu zmieniało się wraz z upływem czasu i zmianami, które dookoła nas się dokonywały w przyspieszonym tempie. Urodziłam i uczyłam się w czasach komunizmu. Pamiętam go bardzo dobrze. Byłam zaledwie dwudziestolatką, studiowałam i zaczynałam pracować, kiedy nastąpił przełom. Z naszego punktu widzenia sam wolny rynek już był dla nas luksusem. To, że mogliśmy dokonywać wyboru i nie musieliśmy stać w kolejkach po towar nie wiedząc co kupimy, co dla nas zostanie, co będziemy musieli zaakceptować. To co ostatecznie mogliśmy kupić było drugorzędne. Sam fakt wyboru był istotny. To były takie bardzo małe luksusy. Nasze oczekiwania wtedy co do jakości wszystkiego były dość niskie.
Lata dziewięćdziesiąte były dla nas, po czasach wielkiej smuty, niezwykle kolorowe, barwne, ale też w pewnym sensie dziwne, nieprzewidywalne i niepokojące. Szczególnie ówczesna moda obrazuje to kompletne stylistyczne pomieszanie – to był okres, kiedy każdy próbował się jakoś dookreślić i robił to na różne, czasem zabawne sposoby. Pamiętam, że nagle, nie wiedzieć dlaczego, z Turcji były przywożone swetry w takie charakterystyczne wzory. Działo się tak, ponieważ można było tam w miarę tanio pojechać i wszyscy nagle zaczynali nosić te swetry, jakby to był jakiś trend, a nie zupełny przypadek związany z kierunkiem tanich wyjazdów.
W tym czasie napływało do Polski mnóstwo przedmiotów i produktów, które były, szczerze mówiąc, średniej jakości. To były rzeczy, które w innych krajach się już nie sprzedawały, były sprzed dwóch czy trzech sezonów. Nie było mowy o trendach i spójnych kolekcjach. To był okres nie centrów handlowych, ale stadionów, na których sprzedawano wszystko. Współczesny Stadion Narodowy w Warszawie znajduje się dokładnie w miejscu, którego fenomen był wielokrotnie opisywany. Można było tam kupić worek różowych pereł, kałasznikowa czy pirackie płyty CD z utworami najlepszych zespołów – dla wielu luksusem było to, że to wszystko można było kupić bez tak zwanych dojść i układów.
Dla mnie wielkim luksusem było to, że można było mówić to, co się myśli i to że mieliśmy prawdziwą wolność ekspresji, poza wolnością polityczną. Że nie było to odbierane negatywnie, jak w poprzednim systemie, że różnorodność opinii, wyglądu czy upodobań stała się wartością. Ta niezależność myślenia była wtedy prawdziwym luksusem, świeżym powiewem wolności. Dla naszego pokolenia to była i jest dzisiaj wielka wartość, dlatego my się tak angażujemy w wybory i dlatego my jesteśmy tacy polityczni. To jest dla nas bardzo ważne, to bycie niezależnym. Tego luksusu bronimy, kwestie materialne są, przynajmniej dla mnie, na drugim planie.
Kolejnym luksusem była możliwość poznawania innych kultur i to, że mogliśmy do nich pojechać i je zobaczyć na żywo. Nie mówimy tutaj o lasach deszczowych w Amazonii, tylko o możliwości pojechania do sąsiedniego kraju i zobaczenia, jak oni tam w tym wolnorynkowym świecie żyją. Ta możliwość podglądania już była czymś ciekawym, świeżym i dającym nadzieję na nasze lepsze, codzienne życie u nas.
Wielkim luksusem było też to, że w czasie rozpadu starego systemu, można było zacząć tworzyć, projektować nowe rzeczy i przedmioty, które wyrażały nasze pragnienia i tęsknoty. Pamiętam z tego okresu liczne szezlongi projektowane przez nowych, młodych projektantów mebli do tych wymarzonych domów, których nikt z nas jeszcze wtedy nie posiadał. Moja rola sprowadzała się wówczas do organizowania wyjazdów do fabryk z młodymi, pełnymi zapału projektantami, bo nagle mogliśmy nadawać kształt nowym rzeczom, czyli nadawać kształt naszym czasom. Wiesz, to było niesamowite, mówiliśmy wtedy z pełnym przekonaniem: chcemy żyć tak, a nie chcemy żyć tak! To był dla mnie zawsze luksus, ta możliwość decydowania o własnej, wybranej estetyce i to się do dzisiaj nie zmieniło.
Natomiast największym, tym najważniejszym luksusem w moim życiu zawsze było piękno i możliwość otaczania się nim na co dzień. I to jest ciekawa kwestia. Kiedy żyliśmy w czasach, które były opresyjne, a większość produktów była drugiego gatunku, albo była produkowana na cudze zlecenie i kiedy nie mogliśmy wyrażać naszych uczuć, ani przekonań to piękno codziennego życia było dla nas, mimo wszystko, czymś niezwykle ważnym. Tęskniliśmy za nim.
Pamiętam taki okres, kiedy w miastach były bardzo zniszczone kamienice. Właściciele pierwszych, nowo powstających butików i innych sklepów wymalowywali elewacje tylko na parterze tych kamienic. Kiedy szło się ulicami, to partery były odnowione i miały zachęcające szyldy, a od pierwszego piętra w górę nic się nie zmieniło. Stan rozpadu i zniszczenia. To było coś niewiarygodnego. To było ciekawe, że sprzedawcy uważali, że jeżeli ten ich sklep ma prosperować, to istotne jest, żeby elewacja w tym miejscu była czystsza, była odświeżona, była według nich „ładna”. Nagle estetyka, z minuty na minutę, stawała się istotna, tak jakby potrzeba piękna obudziła się wraz z upadkiem systemu.
To było w pewien sposób dzikie, nieokiełznane, bez zasad i reguł, tak jak dziki był ten kapitalizm na początku. W związku z czym powstawały czasami prawdziwe esteyczne kurioza, bo to zależało od tego, co się komu podobało. To oczywiście bardzo rzadko było piękne. Piękno tamtych czasow to było piękno w cudzysłowie, a jednak ja mam do tego pewien sentyment. Ta nieporadna potrzeba poprawiania świata i czynienia go bardziej luksusowym w pewien sposób mnie rozczula. Wiem, że dużo młodsze ode mnie pokolenie lubi ten styl najntisów właśnie dlatego, że był taki naiwno-nieokiełznany, a co za tym idzie autentyczny.
Tak więc, z mojego punktu widzenia luksus to wolność wyboru i wyrażania opinii również poprzez to, że mogę się otoczyć rzeczami pięknymi – co nie zawsze znaczy rzeczami cennymi w kontekście materialnym, tylko cennymi pod względem estetycznym czy artystycznym.
A czym dla Ciebie jest luksus? Jestem tego bardzo ciekawa, jesteś dużo młodszy i masz inne doświadczenia.
T. B.: Właśnie słuchając Twoich kilku definicji luksusu pomyślałem, że z niektórymi kwestiami jak najbardziej się utożsamiam. Kiedy mówiłaś o sprzedawaniu na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie, przypomniałem sobie, że przy okazji budowy Stadionu Narodowego na Euro 2012, w mediach przetoczyła się dyskusja o wyburzeniu, w pewnym sensie, kultowego miejsca. Jednocześnie uznawano to za taki symbol okresu przełomu – że pewną Polskę właśnie żegnamy, burząc stary stadion służący jako niezwykle ważne miejsce handlu, szczególnie we wspominanym przez Ciebie okresie.
Kiedy myślałem sobie o mojej definicji luksusu, to na pewno pokrywa się ona w pewnym sensie z Twoją. Również wydaje mi się, że jest nim ta swoboda i możliwość wyboru rzeczy, które mi osobiście najbardziej odpowiadają. Że mogę mieszkać w mieszkaniu, które mogę wybrać. Że mogę wybrać okolicę, w której mieszkam.
Podobnie jak Ty i Jarek, ja i wiele osób w mojej rodzinie nie jemy mięsa. Jednocześnie wiele razy rozmawiałem ze znajomymi, że weganizm i wegetarianizm też jest pewnego rodzaju luksusem. Bo jednak wszelkie roślinne zamienniki produktów odzwierzęcych są znacznie droższe i nie wszystkich jest na nie stać. Podobnie, ekologiczny styl życia jest cały czas niestety luksusem, ponieważ nie wszyscy mają możliwość wybierania tych najdroższych produktów wykonanych z najlepszych materiałów w najbardziej biodegradowalnych opakowaniach.
Myślałem sobie również, że definicja luksusu stale się zmienia, co bardzo dobrze widzę rozmawiając z członkami mojej rodziny, np. z moją babcią. Dla niej przykładowo luksusem (lub, jak ona to nazywa, „czymś ekstra”) może być życie w pałacu, w którego wielkich pokojach popijasz herbatę z pięknej porcelanowej zastawy pod wielkim, złotym, błyszczących żyrandolem. Luksus dla niej to w pewnym sensie jest coś trudnego do osiągnięcia lub za czym się tęskni. Coś, co pozostaje w sferze marzeń.
Jednocześnie mam wrażenie, że dla osób w moim wieku, luksus sprowadza się do kwestii bardziej przyziemnych, takich jak swobodne życie, możliwość podróżowania czy możliwość wyboru. Pomyślałem też o tym niezwykle ciekawym zjawisku, jakim była definicja hipstera dziesięć lat temu. „Hipster” to taka „cool” persona, która nosi markowe ubrania, drogi telefon i najnowszego MacBooka, lecz nadal pozostawia w swojej aparycji pewien rodzaj kontrolowanego „brudu i nieokrzesania”. Była to osoba o dobrym statusie materialnym, jednak na pierwszy rzut oka nie było tego po niej widać. Obecnie, mimo, że określenia „hipster” się już nie używa, to nadal życie luksusowe znacząco ma się nie wyróżniać, tak jakby chciało się upodobnić do „normalnego” życia.
B.B.: Tak, właśnie, to są bardzo ciekawe wątki. Pamiętam, że hipsterzy na początku, z założenia, chcieli uzyskać podobny efekt jaki osiągają kobiety, które mają tak dobrze zrobiony makijaż, że nikt go nie zauważa. Oni chcieli poprawić swój wygląd i swoje samopoczucie, ale w sposób niewidoczny. W zeszłym roku dominował znowu taki trend w modzie, gdzie młodzi ludzie pokazywali się w ubraniach eleganckich, dobrego gatunku, takich, które nosi się w tzw. dobrych domach, ale broń Boże – żadnego logotypu. Złote, a skromne! Pamiętam też moment, gdy z przywoływanych przez ciebie hipsterów zaczęto się śmiać i nadano im ksywkę lemingów, czyli przesiadujących na Placu Zabwiciela w Warszawie zamożnych dzieciaków z sojowym latte w dloni.
T.B.: No właśnie, a propos lokali uznawanych za luksusowe – kiedyś były to eleganckie restauracje z profesjonalną, kelnerską obsługą, gdzie wszyscy chodzili w garniturach i popołudniowych lub koktajlowych sukniach, a w tle grała muzyka klasyczna. Teraz kiedy myślę o modnych lokalach, w których również jest drogo i na które też nie każdego jest stać, to różnica jest ogromna. Współczesny wystrój „modnych” restauracji czy kawiarni to między innymi obdrapane, przetarte ściany czy gołe cegły. Jednak nawet te cegły są starannie dobrane i ucharakteryzowane, żeby oddawały odpowiednio industrialną atmosferę. Przyszło mi do głowy takie określenie – „staranne niestaranie się”.
B.B.: Dokładnie. To jest mocno wystudiowane. Mówisz, że Twoja Babcia tęskni za światem neoklasycznym, z kandelabrami, obiciem z jedwabiu i dekoracyjnością związaną ze stylistyką w rozumieniu konkretnego historycznego stylu. Skoro kamienice są neorenesansowe czy neobarokowe to ich wnętrza też z tym się kojarzą.
Natomiast to, o czym dzisiaj mówimy, to też są rzeczy projektowane też w określonym stylu. Tyle, że np. wspomniany przez Ciebie styl loftowy ze spawanymi meblami i cegłą lub betonem na ścianie oddaje ducha kultury postindustrialnej, gdzie fabryczne wnętrza zamieniają się w kawiarnie i kluby. Są również dookoła nas takie miejsca jak kawiarnia Tłok w Gdyni, w której użyto na przykład surowej sklejki i prostych płytek ceramicznych przypominających kuchenne blaty. To wnętrze jest świadomie uproszczone, przychodzi się do niego z laptopem, a nie z przyjacielem i pracuje w towarzystwie innych osób pijących kawę z przelewu.
Te zmiany, praca zdalna, którą wykonujemy w dowolnym wnętrzu jest po prostu podyktowana nowym sposobem życia, do którego dopasowuje się stylistyka wnętrz. Ten luksus zmienił swoje stylistyczne oblicze, bo zmieniły się nasze zachowania. Podobnie z restauracjami fine dining. W czasach PRL-u myśmy w Polsce tego typu lokali prawie nie mieli poza restauracjami hotelowymi projektowanymi pod zagranicznych gości. Dzisiaj tego typu wnętrza są niezwykle starannie zaaprojektowane, choć mają sprawiać wrażenie niezobowiązujących.
Masz rację, że we wnętrzach widać bardzo mocno tę zmianę i że ten luksus jakby „zszedł niżej” stał się bardziej egalitarny. Bardzo ciekawe jest to, że dla Twojej Babci jest ważne, że coś jest„ekstra”, czyli luksusem jest coś wyjątkowego. Wydaje mi się, że wiele osób z tego pokolenia docenia tą dekoracyjność, wyjątkowość, bo wiązała się ona z tym nie tylko na jakim poziomie żyłeś, ale też z jakiej klasy społecznej się wywodziłeś. Te tęsknoty były zatem nie tylko związane z luksusem we wnętrzach, w których się żyło, ale również ze sposobem życia niedostępnym dla większości. Przed wojną czy tuż po niej, ktoś był albo dobrze urodzony albo nie. Istotna była kwestia tego, czy byłeś „dopuszczony do stołu”.
Dzisiaj nie ma już tego wątku dobrego urodzenia. Więc może dlatego nie ma już tęsknoty za tymi historycznymi stylami, które były dostępne dla „lepszej klasy”, bo nie jesteśmy już kastowym społeczeństwem. Dzisiaj ci zamożniejsi, jeśli pretendują do takich klimatów, to są w pewnym sensie odbierani karykaturalnie. Luksus jest przez nich definiowany wyłącznie jako prestiż, czyli coś, co jest dla innych, czyli mniej zamożnych, niedostępne. To musi budzić lekkie politowanie. Przez chwilę mieszkania i domy „nowych zamożnych” były zimne, szklane, błyszczące metalem i chromem, pozbawione jakiejkolwiek dekoracji. Wszelką dekorację utożsamiano z podróbką czy imitacją więc lepiej było ją dla pewności odrzucić.
Dzisiaj powoli otwieramy się na dekoracje. Kiedy patrzymy na współczesne projekty, to widzimy, że są one bardzo różne i stylistyka w żadnym stopniu nie czerpie wprost z poprzednich stylów historycznych, ale jest oryginalna dzisiejsza. Ile trendów obowiązuje w sezonie? Nie jeden, a przynajmniej kilka do wyboru. To jest ciekawe, jak dużo jest wnętrz odważnych, eklektycznych oddających po prostu upodobania właścicieli i to jest właśnie współczesny luksus. Wolność wyboru własnego stylu.
Podobnie, istnieje bardzo dużo różnych stylistyk ubierania się. Nie ma dzisiaj jednego kanonu człowieka eleganckiego. Kiedy przyglądałam się, jako jurorka, biżuterii podczas konkursu na Międzynarodowych Targach Gdańskich Amberif, widziałam, że ona też jest bardzo mocno zróżnicowana stylistycznie, np. zobaczyłam bardzo ciekawe połączenie bursztynu z żywicą epoksydową lub innymi materiałami, które zwykle nie są kojarzone jako materiały luksusowe. One wcale nie są tańsze i nie wymagają mniej pracy niż te wykonane z kruszców połączonych z bursztynem. Wręcz przeciwnie, wartość intelektualna, czyli projekt artystyczny staje się główną wartością tej biżuterii, a nie cena zastosowanych materiałów.
T.B.: Mówiąc o projektach, chciałbym Cię zapytać: co według Ciebie powinien mieć na uwadze projektant przystępujący do projektowania produktów luksusowych?
B.B.: Zdecydowanie pierwsza rzecz, którą powinien zrobić, to zrozumieć, co jest luksusem dla konkretnej grupy, dla której projektuje. Dlatego, że dzisiaj nie da się zaprojektować po prostu luksusowego przedmiotu dla wszystkich. Nie da się tego zrobić bez wiedzy komu on ma służyć. Dzisiaj na dobra luksusowe stać wiele różnych osób, które hołdują różnym wartościom, więc bez znajomości ich prawdziwej motywacji zakupu i wiedzy skąd wynika chęć posiadania przedmiotu, nie można go zaprojektować.
Mówię tutaj na przykład o przedmiotach luksusowych, ale nie w znaczeniu unikatowych, galeryjnych obiektów. Poslużę się przykładem: jeżeli projektant wzornictwa przemysłowego ma zaprojektować biżuterię dla wytwórcy, który chce ją produkować w seriach, a jednocześnie skierować do zamożnych klientów, to projektant może zaproponować rozwiązanie, ktore daje możliwość indywidualizowania tej biżuterii przez samego dobiorcę. Może swoim projektem dać wybór i pozwolić na podejmowanie decyzji samemu klientowi, czy chce mieć bursztyn oprawiony w srebro czy może w szczotkowaną stal.
Projektant wzornictwa musi zrozumieć, że dzisiejszy luksus ma być krojony na miarę, ale z wykorzystaniem seryjnej produkcji. I to jest ta główna zmiana, projektowanie luksusowych przedmiotów dla wielu, a nie dla pojedynczych klientów, ale jednocześnie różnicując je dla każdego. Dlatego tak ważne w dzisiejszych czasach jest zrozumienie: co naprawdę ten odbiorca ceni? Co jest dla niego najważniejsze – czy chce się bardzo wyróżniać, a może chce się wtopić w tłum? Czy chce epatować prestiżem, czy żeby był niewidoczny na pierwszy rzut oka? Czy ta osoba ceni sobie dekoracyjność czy raczej dopracowaną funkcjonalność?
Moim zdaniem najważniejsze jest tak naprawdę zrozumienie, czym rzeczywiście jest luksus dla każdego z osobna? Nie ma dzisiaj jednej definicji luksusu.
A czym dla Ciebie jest luksus w projektowaniu? Daj nam znać na naszym Facebooku!
Beata Bochińska
Historyczka sztuki, prezeska Fundacji Bochińskich, specjalistka zarządzania wzornictwem i prognozowania trendów stylistycznych, autorka książek, raportów, kuratorka festiwali i wystaw, jurorka konkursów projektowych. Była prezesa IWP i wykładowczyni SGH, UW. Prywatnie kolekcjonerka wzornictwa z obszaru Europy Środkowej i Wschodniej zza żelaznej kurtyny.
Tymoteusz Buhl
Koordynator projektów, Design Starteru oraz promocji fundacji, producent wystaw. Kulturoznawca i manager kultury.