Premiera kolekcji lamp Apolin, realizowanej w ramach współpracy Fundacji Bochińskich z KASPĄ oraz Grynasz Studio, zgromadziła w Warszawie wielu miłośników designu i architektów wnętrz. Projektanci Marta Niemywska-Grynasz i Dawid Grynasz dzielą się z nami swoimi emocjami po premierze, opowiadają o pierwszych reakcjach odbiorców oraz zdradzają, jak przebiegał proces twórczy przy powstawaniu tej wyjątkowej kolekcji inspirowanej polskim designem lat 50. i 60. XX wieku.
Tymoteusz Buhl: Od premiery kolekcji lamp Apolin minęły już cztery miesiące. Jak się czują projektanci, gdy ich produkty mają swoją premierę? Czy macie pierwsze opinie na temat ich przyjęcia przez architektów wnętrz i potencjalnych klientów?
Marta Niemywska-Grynasz: Jesteśmy pełni pozytywnych odczuć i dobrych emocji. Sama premiera była niezwykłym wydarzeniem, z bardzo dużą frekwencją. Spotkaliśmy mnóstwo architektów. Otrzymaliśmy świetny feedback na temat samej kolekcji. Więc był to dzień bardzo ładujący. Cieszę się, że na tym wydarzeniu byli przedstawiciele KASPY i Fundacji Bochińskich, bo mogliśmy wspólnie świętować te kilkanaście miesięcy wytężonej, systemowej pracy, intensywnych rozmów, warsztatów i prac kreatywnych. Dlatego bardzo dobrze wspominam ten dzień.
Dawid Grynasz: Z perspektywy czasu możemy powiedzieć, że zwykle po premierze nowego produktu odczuwamy największy zachwyt, a endorfiny wybijają w górę. Jednocześnie to wydarzenie uświadamia nam, że to jest już zakończony projekt. Jest to oczywiście nieco smutne, bo w ciągu tych kilkunastu miesięcy przyzwyczailiśmy się do dobrej energii i stałego kontaktu z Fundacją i z KASPĄ. Ale przede wszystkim jesteśmy zadowoleni, że się udało.
T.B.: Całkowicie to rozumiem! Pamiętam, że kiedy przygotowując w fundacji wystawę „Oczarowanie” zbliżaliśmy się do premiery, to również byliśmy zadowoleni, że się udało. Odczuwaliśmy pewną ulgę, ale też smutek, że praca nad tym projektem już dobiega końca. Jednocześnie moment, w którym pierwsi odwiedzający ujrzeli efekt naszej pracy czy moment, w którym usłyszeliśmy pierwsze dobre opinie – to też dało nam mnóstwo pozytywnych wrażeń.
A jak przyjęła się kolekcja Apolin? Czy słyszeliście już jakieś pierwsze opinie?
M.N.-G.: Zdecydowanie! Przede wszystkim dostaliśmy mnóstwo pytań o to, gdzie można nasze lampy kupić. Dla nas to jest sygnał, że kolekcja cieszy się zainteresowaniem. Znajome studia architektoniczne, z którymi mamy kontakt, którym zapowiedzieliśmy już wcześniej tę kolekcję, od razu potwierdziły, że będą chciały ją wykorzystać w swoich projektach.
D.G.: Tak, powiedzieli, że wstrzymują jeden ze swoich projektów i cierpliwie czekają, aż będziemy mogli im podesłać konkretne materiały.
M.N.-G.: To było bardzo miłe. Tak samo widzimy, że zaraz po premierze zostaliśmy oznaczeni na niezliczonej ilości relacji na Instagramie, co też pokazuje, że zainteresowanie kolekcją jest spore. Pojawia się też dużo pytań o dostępność kolorów i możliwości zestawień. Widzimy, że zaintrygowaliśmy odbiorców.
T.B.: Ogromnie się cieszę. Ta kolekcja nawiązuje do twórczości Apolinarego Gałeckiego. W jaki sposób dokonaliście wyboru akurat tej postaci? Co Was zmotywowało?
D.G.: To jest w sumie ciekawa historia. Rok temu, podczas Gdynia Design Days spotkaliśmy się z Beatą Bochińską. W trakcie rozmowy pojawił się temat współpracy Fundacji z marką KASPA, do której Beata nas zaprosiła, od początku sugerując, aby przy projekcie nowych lamp nawiązywać do historii polskiego dizajnu.
Z Martą już na spotkaniu się do siebie porozumiewawczo uśmiechnęliśmy, bo oboje pomyśleliśmy o lampach Gałeckiego, które prywatnie kolekcjonujemy od wielu lat. Pierwszą z nich otrzymaliśmy od ojczyma Marty, który robiąc porządki w garażu przyniósł małą metalową lampkę i stwierdził, że nam ją da, chociaż nie wie „czy to w ogóle fajne”.
Kiedy Beata zapytała nas o polskiego projektanta, którego szczególnie cenimy, od początku pomyśleliśmy o Apolinarym Gałeckim.
M.N.-G.: Okazało się, że była to lampa „Grzybek” Apolinarego Gałeckiego. Jedna z jego pierwszych realizacji. Więc dla nas to była ogromna gratka. I tak to się zaczęło. To był początek naszej kolekcji. Potem już kontynuowaliśmy samodzielnie, przeszukując licytacje na Allegro i na innych stronach. W tym momencie mamy trzy „pieski”, kilka „Grzybków” i większe lampy. Było to kolekcjonowanie w pełni świadome.
D.G.: Ja przy trzecim „grzybku” wiedziałem już, że to nie jest świadome [śmiech].
M.N.-G.: To jest po prostu ta adrenalina kolekcjonera [śmiech]. Więc tak, kiedy Beata zapytała, czy chcielibyśmy zaproponować jakiegoś projektanta z historii polskiego wzornictwa, którego szczególnie cenimy, od początku wiedzieliśmy, że to będzie Apolinary Gałecki.
T.B.: Ze względu na czasy swojej aktywności zawodowej i panujący wówczas niedobór materiałów, Apolinary projektował produkty „na lata”. Czy ten czynnik był dla Was ważny, podczas projektowania kolekcji Apolin?
M.N.-G.: Generalnie ten okres niedoboru surowców w latach 50., 60. i 70. XX wieku, kiedy projektanci byli poniekąd zmuszeni funkcjonować i pracować w innym, nieco ograniczonym zakresie jest dla nas szalenie inspirujący i bardzo go cenimy. Ta „wymuszona kreatywność”, to projektowanie czegoś „z niczego”, ten brak dostępnych narzędzi powodował, że projektanci tworzyli świetne produkty. Ta myśl była wyekstrahowana, trafiali w dziesiątkę. To też dowodziło tej słynnej polskiej zaradności. Projektanci tworzyli produkty, które odpowiadały jednocześnie na kilka potrzeb i robiły to w inteligentny, błyskotliwy sposób.
D.G.: Oni byli niesamowici w odnajdywaniu odpowiedzi na pytanie, co działa albo nie działa.
M.N.-G.: Dokładnie, ta funkcja i forma. Jest to dla nas niezwykle inspirujące i z pewnością jest wpisane w nasze projektowe DNA.
D.G.: Tak naprawdę ten okres to jest nasza tożsamość projektowa. Ta wiedza, zaradność i poszanowanie dla surowców były nam przekazywane przez naszych rodziców i dziadków.
M.N.-G.: Tak samo dotyczy to poszanowania dla natury i przyrody. Oboje pochodzimy z pięknego Podlasia, gdzie nasze rodziny od dziecka zwracały nam uwagę na to jaką wartość i wpływ na nas ma przyroda. Dbałość o środowisko było czymś naturalnym.
Patrząc na obecną sytuację, kiedy wobec kryzysu klimatycznego firmy skłaniają się do dizajnu zrównoważonego czy do gospodarki cyrkularnej, to pokazuje, że jest w tym jakieś „szczęście w nieszczęściu”. Coś bardzo złego zmusiło nas do wprowadzania dobrych praktyk takich jak np. możliwość naprawy i konserwacji produktu czy zwracanie uwagi na jego długą żywotność.
T.B.: No właśnie chciałem Wam zadać pytanie, które w Fundacji sami często zadajemy i chcemy o tym rozmawiać – Czy powinno się projektować nowe rzeczy?
M.N.-G.: Jako projektanci, możemy odpowiedzieć, że tak, powinno się projektować nowe rzeczy, jeżeli dzięki temu wymieniamy stare projekty, o krótkim żywocie i dacie przydatności na projekty mądre i zaangażowane. Na pewno nie zgodzimy się na zaprojektowanie produktu, który z założenia miałyby mieć krótką datę przydatności.
Zależy nam, żeby nasze produkty były naprawialne, a wręcz dziedziczone. Współpracujemy z firmami, które podzielają nasze nastawienie, a każdy projekt traktujemy jako okazję do wzajemnej edukacji. Zawsze proponujemy rozwiązania kierujące zarówno producenta, jak i odbiorców, do tworzenia świata z lepszymi, bardziej prośrodowiskowymi produktami.
D.G.: Wychowaliśmy się w okresie ogromnego zachwytu masową produkcją. Na szczęście (i nieszczęście) my jesteśmy już w stanie zauważyć negatywne skutki tego zachowania. Jako projektanci, obserwujemy sytuację i wyciągamy wnioski. Zadajemy pytanie: „Jak można to zrobić lepiej?”.
Teoretycznie, przykładowo nie musielibyśmy projektować już krzeseł, bo powstało ich już tyle na świecie, że każdy człowiek mógłby usiąść. Jednak jest to scenariusz nierzeczywisty, bo ludzie zawsze będą czuli potrzebę posiadania nowych produktów. Jest to wpisane w naturę człowieka. Więc skoro mamy projektować i produkować, to róbmy to w jak najmądrzejszy i jak najbardziej oszczędny dla środowiska sposób.
Bardzo się ucieszyliśmy, kiedy podczas rozmów z Fundacją i z KASPĄ pojawił się pomysł, żeby kolekcja lamp Apolin była kolekcją długowieczną. KASPA od razu podjęła wyzwanie i takie lampy zaprojektowaliśmy. Udało nam się wypracować takie rozwiązania, które umożliwiają konserwację, wymianę poszczególnych elementów, a nawet w dalekiej przyszłości – ich przetworzenie.
Jako projektanci, obserwujemy sytuację i wyciągamy wnioski. Zadajemy pytanie: „Jak można to zrobić lepiej?”
T.B.: Kolekcja Apolin jest pierwszą kolekcją lamp zaprojektowaną przez Was, prawda?
M.N.-G.: Wcześniej mieliśmy kilka prób i jednostkowych eksperymentów. Na przykład zaprojektowaliśmy system lamp na potrzeby oświetlania realizowanych przez nas instalacji scenograficznych.
Jednak tak, kolekcja Apolin jest zdecydowanie pierwszą, zaprojektowaną przez nas kolekcją lamp o takiej skali, we współpracy z producentem, zespołem technologów oraz specjalistów.
T.B.: A co było dla Was najtrudniejsze w tym procesie, w porównaniu do poprzednich projektów?
D.G.: Myślę, że największą trudność sprawiało samo światło, bo jednak jest to materia, której nie możemy dotknąć. Z jednej strony projektujemy fizyczny produkt, co jest procesem całkiem zbliżonym do projektowania mebli, który już znamy. A z drugiej strony pojawia się ten element światła, który bardzo wpływa na ostateczny efekt produktu.
M.N.-G.: Szczególnie pamiętam kwestię tego, jak wypracowywaliśmy sposób odbicia światła od zaprojektowanej przez nas czaszy lampy. Nawet na samym początku, kiedy tworzyliśmy pierwsze makiety, bardzo szybko wiedzieliśmy, jak będzie wyglądać sama bryła lampy, jednak długo zajęło nam w pełni zrozumienie, jak dopasować do tego najlepsze źródło światła. Ten proces wymagał od nas wykonania wielu eksperymentów, prób i zmian na późniejszych etapach projektowych.
T.B.: No tak, tutaj potrzebna jest już wiedza z fizyki.
M.N.-G.: Dokładnie.
T.B.: Całkowicie to rozumiem i wiem, że to nie jest łatwe zadanie. Mieliśmy podobny problem przy projektowaniu wystawy „Oczarowanie” – razem z Konradem Kulczyńskim, kuratorem wystawy, mieliśmy specjalne korepetycje z astrofizykiem i astronomem, Kubą Bochińskim! [śmiech]
W ciągu ostatnich dwóch lat w Internecie, a przede wszystkim na TikToku, pojawiła się żywa dyskusja na temat tzw. „dużego światła” – czyli oświetlania przestrzeni za pomocą lamp sufitowych. Pojawiła się duża grupa osób, która uważa, że korzystanie z tego rodzaju oświetlenia psuje jakikolwiek nastrój w pomieszczeniu i że zdecydowanie lepszym rozwiązaniem jest nagromadzenie mniejszych lampek w przestrzeni pokoju. Czy słyszeliście o tej dyskusji? Co sądzicie na jej temat?
M.N.-G.: Dla mnie „duże światło” jest takim światłem roboczo-operacyjnym. Od momentu wynalezienia światła, czas pracy wydłużył się i zimą możemy dalej funkcjonować w godzinach popołudniowych, kiedy jest już ciemno. Używamy tego „dużego światła”, ale tylko kiedy potrzebujemy światła do pracy w całym pomieszczeniu i najczęściej dla wielu osób.
Tutaj trzeba spojrzeć na kwestie biologiczne, bo budowanie scen mniejszym światłem jest nam potrzebne np. wieczorami, kiedy chcemy się wyciszyć i zrelaksować. Dlatego w dyskusji o „dużym świetle” warto pamiętać o tym podziale: „duże światło” do pracy, a „małe światło” do relaksu.
Mam nadzieję, że kiedyś na architekturze częściej będzie się mówić o roli światła.
D.G.: To jest fascynujące, bo dopiero jak zadałeś to pytanie, to zacząłem się nad tym zastanawiać. Z wykształcenia jestem architektem. Miałem na architekturze przedmioty z projektowania wnętrz i początkowo się tym zajmowałem. Ale dopiero teraz uświadomiłem sobie, że wiedza o świetle, jaką nam przekazywano na architekturze była znikoma i traktowana nieco po macoszemu. Wtedy, te kilkanaście lat temu, niewiele osób myślało o tym, jak światło może wpływać na nasz nastrój. Obecnie, ta świadomość jest coraz większa, również u architektów, których coraz więcej osób zatrudnia do projektowania swoich wnętrz domowych lub biurowych, także w kontekście projektu oświetlenia.
Jednocześnie coraz częściej mówi się o tym, jak światło na nas działa (na nas, czyli na organizmy ludzkie) i jakie jego rodzaje są nam potrzebne w poszczególnych porach dnia. Żałuję, że na architekturze nie mówiło się o tym więcej. Mam nadzieję, że teraz to się zmieniło.
M.N.-G.: Mnie bardzo cieszy, że rozwija się wiedza o well-being’u i biologii. Że poszczególne fakty z tej dziedziny stają się powszechnie znane. Wiemy już, że niebieskie światło ma na nas negatywny wpływ zwłaszcza wieczorem, czy że światło z ekranów ma wpływ na niższą produkcję dopaminy.
Zarówno jako projektanci, ale również jako osoby, którym zależy na własnym dobrym samopoczuciu, mamy możliwość wprowadzania zmian w swoim codziennym życiu i dobierania takich produktów, które będą miały dla nas najlepszy wpływ.
Klienci sami pytają o te kwestie architektów i projektantów. Również na premierze Apolina mieliśmy okazję uczestniczyć w wielu ciekawych rozmowach z osobami, których niezwykle zainteresował fakt, że w naszych lampach można dostosowywać barwę i natężenie światła i to z poziomu aplikacji. Także widzimy, że wzrosła świadomość, nasza jako projektantów również. I dzięki temu, stosowane przez nas rozwiązania będą mogły szybciej znaleźć swoich nabywców.
Projektant musi być ciekawy świata. Musi cały czas chcieć chłonąć wiedzę z każdej strony.
T.B.: To pokazuje, że projektant tak naprawdę musi mieć wiedzę w wielu dziedzinach – musi jednocześnie „wejść w buty” klienta i architekta, korzystać z porad fizyka i biologa.
D.G.: Musi być ciekawy świata. Musi cały czas chcieć chłonąć wiedzę z każdej strony.
M.N.-G.: Wiele zainteresowań wspiera nas w byciu projektantami. Zasila nas to.
T.B.: Współpracujecie ze sobą już od 14 lat, prawda?
M.N.-G.: Oficjalnie uznajemy, że rok 2010 to rok, w którym podjęliśmy decyzję, że będziemy razem współpracować. Tak naprawdę już na studiach mieliśmy pierwszą możliwość współpracy przy mniejszych, studenckich projektach, co pomogło nam sprawdzić, czy mimo bycia prywatnie razem, jesteśmy w stanie ze sobą pracować.
D.G.: Nie jest to takie oczywiste, bo mamy kilka znajomych par, które musiały wybrać albo bycie ze sobą albo wspólne projekty.
M.N.-G.: U nas na szczęście to dobrze zadziałało i nadal działa dobrze. Naszym pierwszym komercyjnym projektem była współpraca z MUJI. Jest to niezwykła marka, bo jej filozofia ma głębokie nawiązania do natury i ekologii, co idealnie pasowało do naszego stylu projektowania.
T.B.: A opowiedzcie, w jaki sposób poznaliście Beatę i Jarka Bochińskich?
M.N.-G.: To jest świetna historia. Generalnie ten rok 2024, gdzie wspólnie z Beatą prowadzimy projekt związany z oświetleniem, jest pewnego rodzaju pętlą czasową dla nas.
Ja Beatę poznałam tuż po moich studiach, kiedy wygrałam konkurs Young Design, organizowany przez Instytut Wzornictwa Przemysłowego, którego prezeską była wówczas właśnie Beata. Zaprezentowany przeze mnie projekt, nagrodzony w tym konkursie, to była skakanka-latarka – czyli skakanka, w rączkach której były wbudowane małe akumulatory i żarówki LED. Podczas zabawy, te rączki się ładowały, dzięki czemu miałeś w rękach dwie latarki. Chciałam, żeby ten projekt pokazywał nam, że człowiek może być fabryką energii – że możemy pozyskiwać energię z własnych źródeł.
Warto zaznaczyć, że to był 2010 rok. Wtedy te technologie nie były tak eksplorowane, jak dzisiaj. Był to dla mnie taki projekt-manifest, tak jak wiele innych moich projektów z czasów studiów. Już wtedy komunikowałam, jak ważna jest dla mnie kwestia ekologii i dbanie o środowisko naturalne.
To było moje pierwsze spotkanie z Beatą. Później Beata zaprosiła mnie i Dawida, do projektu wystawy „Dobry wzór”. To też było ciekawe, bo zaprojektowany przez nas etalaż był zrobiony w taki sposób, aby mógł być naprawiany, konserwowany, przebudowywany i mógł służyć przez kilka kolejnych edycji. Pokazaliśmy wtedy całkowicie nowe podejście do scenografii wystawienniczej.
T.B.: Niesamowita historia! Co za zbieg okoliczności, że Wasza współpraca z Beatą zaczęła się od tematu związanego ze światłem! Bardzo się cieszę, że teraz, po wielu latach, mogliście znowu poruszyć ten temat, w znacznie większej skali.
Na zakończenie mam dla Was pytanie na temat przyszłości. Czy jest coś, czego jeszcze nigdy nie mieliście okazji zaprojektować, czym chcielibyście się kiedyś zająć? Czy jako projektanci, macie jakiś jeden wymarzony projekt?
M.N.-G.: Na pewno jest to coś związanego ze środowiskiem. Nie wymienię tutaj żadnego konkretnego rodzaju mebli czy innych obiektów. Już od długiego czasu zbieramy próbki ciekawych materiałów, wykorzystujących ideę recyklingu. Utworzyliśmy pewnego rodzaju bibliotekę materiałową, którą stale poszerzamy i którą chcemy wykorzystać, mam nadzieję, że już niedługo, w jakimś projekcie.
Teraz po projekcie z KASPĄ i Fundacją, przyglądamy się światłu. Pojawił się u nas na to apetyt, bo cały czas bardzo dobrze wspominamy proces projektowania kolekcji Apolin i mamy nadzieję, że to nie koniec przygody ze światłem.
D.G.: Trudno jest wskazać jakiś jeden wymarzony projekt.
Z mojej perspektywy, celem na pewno jest ciekawa i owocna współpraca z fajnymi ludźmi. Bo zaprojektować można zawsze wszystko. Ale to, w jaki sposób przebiega cały proces współpracy, to już nie jest takie oczywiste i zależy od zaangażowania obu stron.
Bardzo się cieszymy, że takich świetnych partnerów jak KASPA i Fundacja jest coraz więcej, bo dla nas, jako projektantów, jest to niezwykle motywujące do dalszych odważnych poszukiwań.
M.N.-G.: Zdecydowanie. Wartość ludzka i te emocje, które towarzyszą projektowaniu są tutaj kluczowe.
Praca z Fundacją i KASPĄ była tego świetnym przykładem. Ten proces był intensywny, jednak bardzo dobrze nam się współpracowało, czuliśmy się rozumiani i z chęcią podchodziliśmy do każdego wyzwania. Mam poczucie, że efekt tej pracy widać w samej kolekcji.
Praca nad kolekcją to był rok naszego życia i bardzo się cieszę, że był to niezwykle wartościowy okres.
T.B.: Bardzo się cieszę. Ogromnie Wam dziękuję za dzisiejszą rozmowę i jeszcze raz serdecznie gratuluję tak wspaniałej kolekcji, jaką jest kolekcja lamp Apolin.
Autorką zdjęcia na okładce artykułu jest Paulina Angielczyk.
Jak wyglądały kulisy powstawania kolekcji Apolin od strony biznesowej? Przeczytaj wywiad Beaty Bochińskiej z Katarzyną Hanus i Pawłem Szymańskim z KASPA tutaj.
Tymoteusz Buhl
Koordynator projektów, Design Starteru oraz promocji fundacji, producent wystaw. Kulturoznawca i manager kultury.