O projektowaniu przedmiotów odnoszących się do wzorów z przeszłości. O dialogu i własnej interpretacji dawnych projektów oraz o trendzie sięgania do starych archiwów po projekty. I w końcu, o trudnej roli producenta i marki w pozyskaniu, zarządzaniu i produkcji dobrych wzorów, które same się nie rozwijają.
Uwaga plagiat!
Załatwmy najpierw temat budzący największe kontrowersje. Historia dizajnu pełna jest kopii, plagiatów i zapożyczeń. Dotyczy to wszystkich krajów, wielu firm i projektów. W naszej polskiej historii, również mamy sporo takich przykładów. Część z nich powstała wiele lat temu, gdy prawa autorskie do produkcji nie były tak powszechnie chronione, a producenci nie byli tak świadomi ich naruszania. Dzisiaj, w dobie powszechnego dostępu do informacji, takie tłumaczenia już nie przejdą.
Dlatego wiele marek zatrudnia twórczych projektantów, by zamówić u nich projekty – indywidualne i oryginalne. Wielu z tych projektantów prowadzi twórczy dialog ze swoimi, często nieżyjącymi, kolegami i odnosi się do ich konceptów i projektów. Tak rodzą się linie rozwojowe koncepcji i idei. I to jest właśnie świetny design inspirowany.
Klasyka zawsze w cenie
W ostatnich latach na wielu targach, w tym największych mediolańskich, wprawne oko architektów, estetów czy kolekcjonerów dizajnu, wśród zalewu nowości rynkowych, wyłapało na stoiskach światowych marek liczne reedycje dawnych produktów i wzorów. Mówimy tutaj o przedmiotach projektowanych i produkowanych przez te firmy w latach 50., 60. i 70. XX wieku. Liczne meble, lampy i dywany wyróżniały się kolorystyką, jakością wykonania, konceptem funkcjonalnym i przemyślanymi rozwiązaniami, nie mówiąc o awangardowej wówczas stylistyce.
I to właśnie ta stylistyka podoba się millenialsom i przedstawicielom generation-Z najbardziej. W ostatnich sezonach organizatorzy najlepszych targów zapraszali i pokazywali wspaniałe wystawy towarzyszące, na których udostępniano, wyciągnięte z archiwów wielu znanych firm, dawne szkice i projekty tych poszukiwanych rarytasów. Trudno było oderwać od nich wzrok.
Wielu z nas, oglądających te wspaniałe przykłady myśli projektowej z czasów analogowej produkcji, stało w zadumie myśląc o tym jak wiele ograniczeń produkcyjnych, materiałowych i technicznych musieli przejść tamci projektanci i producenci, jak wiele dzisiaj możliwości ma cyfrowy przemysł i jak doskonałe były te dawne projekty i o ile łatwiej byłoby je wyprodukować dzisiaj. Zadawaliśmy też sobie pytanie, czy współcześni projektanci na pewno potrafią wykorzystać innowacje techniczne, które oferuje im współczesna produkcja, by stworzyć produkty na miarę tamtych ikon designu.
Widzieć i rozumieć
Jeszcze wprawniejsze oko potrafiło na tych samych targach wyłapać nawiązania i interpretacje dawnych wzorów oraz twórczy dialog, jaki projektanci prowadzą ze swoimi poprzednikami w kompletnie innych, nowych, współczesnych projektach. Gdzieś podskórnie czuło się, że te nowe przedmioty nawiązują do dawnych, ale w zupełnie innym duchu, oddając współczesną, bliską naszemu życiu, estetykę.
Takie twórcze interpretacje idei i ich rozwijanie to nie byle zadanie. Trzeba mieć odwagę i talent by zmierzyć się z mistrzostwem poprzedników i odważyć się pójść dalej, zaprzeczyć w pewnym sensie rozwiązaniom mistrzów. Trzeba mieć projektancki tupet!
Są takie momenty w życiu…
Są! I nic nie dzieje się przypadkowo. Tak też było w tym wyjątkowym dla mnie projekcie, w który byliśmy jako Fundacja zaangażowani, od początku doradzając i pilotując cały proces.
Zacznijmy od początku. Katarzyna Hanus i Paweł Szymański, czyli przyszli właściciele firmy KASPA, wiele lat temu byli studentami pierwszej edycji studiów podyplomowych, które powołałam w Instytucie Wzornictwa Przemysłowego w kooperacji z SGH. Po kilku latach podjęli decyzję o wspólnym założeniu biznesu. Chcieli produkować lampy na średni segment rynku, powyżej marketów, ale poniżej najbardziej znanych, światowych brandów.
Po drodze nasze drogi kilkukrotnie jeszcze się przecinały w obszarze doradztwa, by dwa lata temu KASPA, bo to o niej mowa, została głównym mecenasem Bydgoskich Dni Projektowych, których jako Fundacja byliśmy realizatorem i partnerem strategicznym.
W kolejnym roku KASPA nie tylko nadal była partnerem tego wydarzenia, ale na festiwalu zaanonsowała rozpoczęcie współpracy z projektantami, to było coś! To był news. Mecenas pod wpływem działań festiwalu rozpoczyna pracę z projektantami! Dzisiaj, w kolejnym roku, na rynek wchodzi pierwsza rodzina lamp, które są efektem wspólnego projektu, w którym wspierała ich nasza Fundacja oraz zaangażowani projektanci ze Studia Grynasz.
Jak widać taki proces trwa kilka lat. Piękno rodzi się powoli, ale lubi pośpiech! Żałujcie, że nie braliście udziału w tym projekcie i nie widzieliście jak szybko mijają tygodnie i miesiące w wirze prac. A to początek, bo trzy nowe rodziny gonią niejakiego Apolina, ale o tym za chwilę. Nie uprzedzajmy wypadków.
Recepta na sukces
Tworzenie kolekcji dobrze zaprojektowanych i chętnie kupowanych produktów to sport dla wytrzymałych i cierpliwych. Nie powiem, że to sport z kategorii ekstremalnych, ale czasami się o nie ociera.
Zaczyna się to wszystko od zrozumienia. Zrozumienia rynku, trendów, naszych możliwości, potencjału technologicznego i tego, jakich zmian trzeba się podjąć w całej firmie, żeby zacząć inaczej pozyskiwać produkty do sprzedaży. Wydaje się to proste, jak wszystko, czego w życiu nigdy nie robiliśmy, ale znamy się na tym najlepiej.
W naszym przypadku zaczęliśmy od warsztatu – wówczas jeszcze nie nazwaliśmy go Design Starterem, dzisiaj funkcjonuje już pod taką nazwą i korzystają z niego inne firmy, które chcą z nami współpracować przy tworzeniu nowych kolekcji produktów.
Stworzenie dedykowanej, czyli skrojonej dla KASPA książki trendów, które były i są dostosowane do naszego polskiego gustu, to już była dla mnie przyjemność. Na podstawie kolejnego warsztatu mogliśmy podjąć decyzję, które trendy wybieramy i które chcemy zaopiekować naszymi lampami.
Kliknij tutaj, aby przeczytać więcej o naszym programie Design Starter.
Czas na strategię biznesową
Cały cymes polega na tym, że to się musi spiąć. Zaprojektować, wyprodukować, wypromować, sprzedać, obsłużyć w trakcie użytkowania – oto jak mniej więcej wygląda przepis na sukces w biznesie… z tym, że każdemu on inaczej wychodzi.
W naszym przypadku, opracowanie strategii biznesowej trwało sporo czasu. Podjęcie decyzji jakie usługi zaproponujemy architektom w pakiecie (dostosowanie i indywidualizacja), co nasze lampy muszą potrafić (zmieniać barwę, temperaturę czy natężenie?), ile ma ich być w rodzinie, w ilu kolorach, rozmiarach i wiele innych pytań, za którymi jak zawsze czaił się Excel, a w jego rubrykach koszty.
Ta praca wymagała silnych nerwów i umiejętności planowania oraz niwelowania ryzyka. Na szczęście mamy w Fundacji takie kompetencje, a KASPA zjadła zęby na polskim rynku przez ostatnich 10 lat. Liczby się zgodziły, czas na rozmowy z wybranymi projektantami.
Brief nasz codzienny
Brief jest narzędziem. Bez niego, czyli spisanego konkretnego zamówienia z wytycznymi, projektant może tylko jak dziecko we mgle błądząc szukać wyjścia z matni. Wyobrażacie sobie, że reżyser miałby nakręcić film bez scenariusza… No, to macie odpowiedź jak ważny jest brief. Nasz powstał bardzo konkretny, był dokumentem kilkustronicowym, razem z propozycją odniesienia się do stylistyki dawnego projektu, któregoś z polskich projektantów.
Znalezienie właściwego projektanta dla naszych potrzeb było kolejnym wyzwaniem. Moje doświadczenie w tym obszarze jest duże, potrafię ocenić kto i do jakiego projektu się nadaje, a kto sobie z tym nie poradzi. Tak się złożyło, że Marta i Dawid Grynaszowie są takimi projektantami, którzy do tego konceptu pasowali, jak ulał.
Empatyczni, spokojni, cierpliwi, znający swój fach, otwarci na uwagi i rozumiejący ograniczenia, a jednocześnie wykorzystujący wszystkie nadarzające się możliwości. Wisienką na torcie był fakt, że posiadają całkiem sporą kolekcję przedmiotów zaprojektowanych przez Apolinarego Gałeckiego, a w tym słynnego Pieska, czyli kultową lampkę stołową i… kinkiet w jednym.
Nie ukrywajmy – Apolinary mocno inspirował się austriackim projektem z lat 60., ale zdecydowanie go uzdatnił. Marta i Dawid odczytując nasz brief postanowili stworzyć metalową lampę, nowoczesną i przydatną do naszych dzisiejszych potrzeb, a jednocześnie oddającą hołd projektowaniu z dostępnych, zwykłych materiałów. Od siebie dorzucili do tego odrobinę przekornego żartu w samej nazwie zestawu. I tak narodził się Apolin. Zaproponowane przez nich lampki stołowe mają to samo perforowanie, jakiego użył ich starszy kolega w swoim Piesku – to taki smaczek, bo wiadomo, że diabeł tkwi w szczegółach…
„Rodzina to jest siła…”
I tak zaczęło się projektowanie, modelowanie i prototypowanie rodziny lamp, na którą składają się: dwie lampy wiszące i jeden żyrandol, kinkiety, lampa stojąca i restauracyjna lampka przenośna.
Wszystkie sterowane pilotem, mogą świecić światłem zimnym lub ciepłym, w mocnym lub słabym natężeniu. Wszystkie świecą światłem odbitym, co daje dodatkowy efekt rozproszenia. Wszystkie można naprawiać – to ukłon w duchu zrównoważonego rozwoju. Wszystkie, w końcu, wykonane są z jednego materiału, czyli specjalnie ryflowanej blachy.
I w ten sposób z planowanych 3 lamp powstała cała kolekcja, ale na tym nie koniec.
Kliknij tutaj, aby zajrzeć do niezwykłej kolekcji lamp Apolin.
Do koloru do wyboru
Najtrudniej jest się ograniczyć. Kiedy zaczniesz już działać i prototypować, to pomysły takie jak kolejne trendowe kolory, czy fantastyczne uzdatnienia, rodzą się jak grzyby po deszczu. Ktoś musi wówczas powiedzieć głośne: NIE, tego nie robimy!
Zarządzanie wdrożeniem to taki sam proces, jak zarządzanie logistyką, czy innymi operacjami. Godzenie różnych interesów, pilnowanie czasu kończenia poszczególnych etapów (czas to pieniądz!) i szukanie rozwiązań spraw nierozwiązywalnych to tylko część tych działań. Dla nas w Fundacji to chleb powszedni – dopinamy, dociskamy i nie odstępujemy od jakości na krok. Ale nie wszyscy są na takie ścisłe nadzorowanie przygotowani i czują to często jako ograniczenie, ba! wręcz silną presję. A kto lubi pracować pod presją? Nikt.
Na szczęście w naszym projekcie z KASPA współpraca była świetna. Szczerze mówiąc mieliśmy poczucie, że się nieźle dopełniamy i wręcz bawimy. Wszyscy doświadczeni, przetarci w bojach i radzący sobie z przeciwnościami i stresem, dopinaliśmy całość. A ilość kolorów… i tak wymknęła się nam spod kontroli. Dla klientów taka bogata paleta to raj.
Opowiadanie historii
Wypromowanie nowego produktu, nawet tak ciekawego jak ten, który dzisiaj wprowadziliśmy na rynek, to nie jest bułka z masłem. Sesje zdjęciowe, obróbka katalogów, nowy sklep z funkcjonalnościami potrzebnymi do obsługi nowego klienta, premiera produktu i wszystkie inne działania muszą być bardzo precyzyjne.
W dzisiejszym życiu, gdy pewnie co 5 sekund na rynek wchodzi nowy produkt, przebicie się przez informacyjny szum to więcej niż umiejętność – to poważna specjalizacja i solidna umiejętność storytellingu. Nawet one sprawiały nam przyjemność. No bo kto ma takiego Pieska z rodowodem w tle? Nic tylko o nim opowiadać.
Recepta na ikonę
Lubię powtarzać, że projektant to nie jest szwajcarski scyzoryk – wszystkiego sam nie potrafi i nie wymyśli, ma określone umiejętności i te oferuje. Producent ma swoje mocne strony i siłę marki. A spinający ten proces doradcy mają swoje metody na dopinanie całości. Każdy zna się na czymś innym, ale jedno ich musi łączyć: wszyscy muszą sobie ufać, być utalentowani w swoich obszarach, otwarci na uwagi, elastyczni we współpracy i muszą mieć z tego fun. Inaczej to nie zadziała. Po prostu.
Kultura współpracy to wielka wartość, to ona daje szansę na pokonywanie różnych wyzwań lekko i w dobrym nastroju, bez zbędnych napięć. Teraz, gdy Apolin zamieszka w domach i miejscach publicznych, do których w swoich projektach zaproszą go równie utalentowani architekci, nastaje czas refleksji.
Czy warto było się tak trudzić i łączyć zasoby? Czy warto było tyle szczegółów dopinać i walczyć o przysłowiowe „gumowe podkładki”? Czy warto jest tworzyć nowe produkty, gdy tyle innych dookoła? Na to pytanie każdy musi odpowiedzieć sobie sam.
My w fundacji wiemy, że nieczęsto jesteśmy w życiu zapraszaniu do tak kreatywnych projektów i w tak dobrym towarzystwie. Zatem nie ma co się zastanawiać, tylko montować kolejne ekipy i działać, a nóż urodzi się kolejna ikona, która przejdzie do historii wzornictwa?! Apolinów nigdy dość.
Chcesz być na bieżąco z wszystkimi projektami Fundacji? Zapisz się do naszego newslettera!
Beata Bochińska
Historyczka sztuki, prezeska Fundacji Bochińskich, specjalistka zarządzania wzornictwem i prognozowania trendów stylistycznych, autorka książek, raportów, kuratorka festiwali i wystaw, jurorka konkursów projektowych. Była prezesa IWP i wykładowczyni SGH, UW. Prywatnie kolekcjonerka wzornictwa z obszaru Europy Środkowej i Wschodniej zza żelaznej kurtyny.