Studio projektowe ZBIÓR to duet projektantek – Igi Staszczak i Antoniny Wolskiej – które na nowo interpretują tradycję, łącząc ją z nowoczesnym designem. Poprzez upcycling (powtórne użycie) ceramiki i szkła, tworzą unikalne, autorskie zestawy naczyń, które zyskują drugie życie. O swojej twórczej podróży, wyzwaniach technologicznych i znaczeniu koloru w projektach opowiadają w wywiadzie, z okazji swojej pierwszej indywidualnej wystawy „Nowe spojrzenie na ideę zestawu”. Wystawa prezentowana jest w witrynie Fundacji Bochińskich w Halach Targowych w Gdyni.
fot. Anna Maria Kotkiewicz
Początki współpracy – jak narodził się pomysł na projekt?
Anna Kotkiewicz: Czy możemy cofnąć się do samych początków? Skąd wziął się pomysł na projekt?
Tosia Wolska: Rozmawiałyśmy o tym jeszcze przed wyborem tematów pracy magisterskiej. Jedna z nas powiedziała: „Ej, słuchaj, mam pomysł, żeby zrobić zastawę z wykorzystaniem naczyń z upcyklingu, ze starych przedmiotów”. A druga odpowiedziała: „Hej! Ja też miałam kiedyś podobny pomysł!”.
Iga Staszczak: I tą pierwszą osobą byłaś ty, a drugą byłam ja. Przynajmniej tak to zapamiętałam.
T.W: No tak! Mówiłaś, że chciałaś kiedyś mieć pracownię, która zajmowałaby się właśnie takimi projektami. Wtedy właśnie zaproponowałam: „Może zrobimy ten dyplom razem?”.
A.K: Czyli po prostu połączyłyście siły.
I.S: Przez to, że miałam już wtedy troszkę inny pomysł na dyplom – wprowadzenie nowych projektów naczyń, pojawiła się koncepcja połączenia nowego ze starym. Tosia planowała użyć wyłącznie starych obiektów, a ja proponowałam nowe elementy. Stwierdziłyśmy, że połączymy te pomysły, żeby pokazać różne możliwości twórcze.
fot. Anna Maria Kotkiewicz
Nowe i stare – idea łączenia kontrastów w jednym zestawie
A.K: Wtedy wszystko nabrało sensu. Ważną wartością w waszym projekcie jest kolor. Dlaczego jest on dla was taki istotny? Co Was w nim pociąga?
I.S.: Wydaje mi się, że w polskiej ceramice jest bardzo mało koloru, a podczas studiów bardzo męczyło mnie to, że wszystko było w kolorze masy – brązowe lub białe. Osobiście nie przepadam też za niektórymi trendami, na przykład za szkliwami efektowymi. Próbki szkliw rzadko odzwierciedlają rzeczywisty efekt na końcowym obiekcie. To jest naprawdę trudne do przewidzenia. Wiele współczesnych realizacji ceramicznych jest zdobione właśnie w taki sposób.
T.W: Widać to wszędzie, takie bardzo nieprzewidywalne, trochę eksperymentalne wykończenie produktów. W naszych projektach postawiłyśmy na proste rozwiązania, których efekt jesteśmy w stanie kontrolować. Nasze obiekty robione są z porcelany barwionej w masie i szkliwione transparentnym szkliwem, co wydaje się być procesem bardziej przewidywalnym.
fot. Anna Maria Kotkiewicz
Wyjątkowe wyzwania technologiczne: szkło i ceramika w duecie
A.K.: Czy trudne jest projektowanie elementów, które mają pasować do czegoś, co już powstało?
T.W: Samo wymyślenie projektu nie jest dla nas trudne, stanowi swego rodzaju zabawę, ale technicznie i technologicznie trzeba dobrze dopasować elementy. Muszą dobrze pasować do siebie wymiarami.
A.K.: Rzeczywiście skurcz masy porcelanowej wynikający z procesu wypału w piecu ceramicznym może być niemałym utrudnieniem. A jeśli chodzi o szkło – z jakimi problemami mierzyłyście się w procesie wytwórczym?
T.W.: Proces tworzenia naszych kieliszków był dość długi i pracochłonny. Dla przypomnienia powiem, że składają się one z czarek od kieliszków vintage i nóżek z kolorowego szkła, które zaprojektowałyśmy. W pierwszym etapie produkcji do wydrukowanych z filamentu modeli nóżek zrobiłyśmy formy gipsowe, które posłużyły nam do wytapiania szkła w piecu. Była to nasza pierwsza tego typu realizacja i nie obeszło się bez wpadek. Przykładowo, nie wyszedł nam jeden kolor – miał być żółty, a wyszedł czerwony, w dodatku przypominający wosk, zupełnie niepasujący do reszty.
I.S.: Tak, to wynikało z tego, że teoretycznie każdy kolor powinien mieć inną krzywą wypału. My, z racji tego, że studiowałyśmy ceramikę i miałyśmy niewielkie możliwości dostępu do akademickiej huty szkła – topiłyśmy wszystko na raz. W niektórych nóżkach pojawiły się też pęcherzyki powietrza. Większość wyszła poprawnie, a drobne błędy postanowiłyśmy uznać za atut.
fot. Anna Maria Kotkiewicz
Wystawa w nietypowej przestrzeni – design dla każdego
A.K.: Jak myślicie, czy szkło i ceramika mają jakiś wspólny mianownik, czy są od siebie zupełnie różne?
T.W.: Mają wspólny mianownik, jeśli chodzi o pracę z wysoką temperaturą. W piecu ceramicznym, jak i do szkła czy w hucie, musimy ją osiągnąć, aby uzyskać oczekiwany i trwały wyrób.
I.S.: Kolejną wspólną cechą może być to, że zarówno szkło, z którego korzystałyśmy, jak i porcelana były barwione w masie.
A.K.: A jakie są różnice?
I.S.: W obróbce są znaczące różnice. W ceramice, zwłaszcza w porcelanie, wystarczą proste narzędzia lub nawet same ręce – możesz manipulować materiałem przed wypałem, bo pracujesz na zimno. Ze szkłem natomiast pracujemy najpierw na gorąco i obrabiamy je dopiero po wypaleniu lub dmuchaniu – jeśli chcesz uzyskać wzory, szlify, grawerowanie, potrzebujesz specjalistycznych maszyn.
fot. Anna Maria Kotkiewicz
T.W.: Przy wytwarzaniu w ogóle praktycznie nie dotykasz szkła, a na ceramice zawsze pozostaną ślady rąk.
A.K.: Jak obecnie wygląda podział zadań między Wami i jak chciałybyście, żeby wyglądał w najbliższym czasie?
T.W.: Jeśli chodzi o wyrabianie ceramiki – ja nie za bardzo potrafię toczyć na kole, przynajmniej nie tak dobrze jak Iga, więc wszystkie elementy będą toczone z masy plastycznej przez nią. Rzeczy z masy lejnej, odlewane do form gipsowych będę robiła ja. Dzięki temu nie będziemy musiały dzielić zaopatrzenia. Jeśli chodzi o podział zadań, ja jestem również odpowiedzialna za marketing i wszelkie działania graficzne, a Iga za technologiczne.
I.S.: Jeśli chodzi o produkcję szkła, na ten moment staramy się o usprawnienie procesu i nawiązanie współpracy z hutą, ponieważ stworzenie własnego warsztatu szklarskiego i szlifierskiego nie jest w naszym zasięgu. Chciałybyśmy zamawiać nóżki i później osobiście je szlifować i grawerować oraz sklejać z czarkami.
A.K.: Rozumiem, że produkcja szkła i ceramiki to nie tylko czasochłonny, ale i kosztowny proces, szczególnie, gdy stawia się na ręczne wykonanie i wysoką jakość. Do jakich odbiorców kierujecie swoje produkty? Czy macie określoną grupę, na której szczególnie chcecie się skoncentrować?
I.S.: Odbiorcami naszych działań mogą być miłośnicy designu i przedmiotów z historią, osoby które szukają unikatowych rzeczy i chcą wspierać młodych, lokalnych twórców, zamiast kupować produkty z sieciówek. Mogą to być osoby świadome wartości produktów ręcznie robionych oraz tego, z czego wynika ich cena.
Odbiorcami naszych działań mogą być miłośnicy designu i przedmiotów z historią, osoby, które szukają unikatowych rzeczy i chcą wspierać młodych, lokalnych twórców.
T.W.: Myślę o osobach, które lubią rzeczy wywołujące wspomnienia i emocjonalne skojarzenia. Nie zamykających się na nowe projekty i interesujących się aktualnymi trendami. Naszymi odbiorcami mogliby być również przedsiębiorcy. Wyobrażam sobie nasze kieliszki w fajnej restauracji!
A.K.: Jak byłam w Norwegii, w restauracji podawali dania na zupełnie starych, niepasujących do siebie naczyniach. Dla mnie niektóre z nich były mało ciekawe, ale w samej idei było coś pociągającego.
T.W.: Wydaje mi się, że to mogłoby być bardzo wygodne rozwiązanie. Jeśli coś się zbije, nie martwisz się, że brakuje pasującego elementu – po prostu zastępujesz go innym. To świetny sposób na wypromowanie naszych produktów.
A.K.: Mam do was pytanie w kontekście zrealizowanej wystawy. Co było dla was najciekawsze w przygotowywaniach?
I.S.: Zaprojektowanie i wykonanie scenografii. Na żadnej z wcześniejszych wystaw, na których pokazywałyśmy nasz dyplom, nie miałyśmy kontroli nad otoczeniem i kontekstem, w którym umieszczone były obiekty. Z racji miejsca, naturalną inspiracją były dla nas witryny sklepowe marek modowych. Musiałyśmy zastanowić się, jakie historie chcemy opowiedzieć i jakie wartości za ich pomocą przedstawić. W jednej w witryn zaaranżowałyśmy fragment „pokolorowanego” wnętrza vintage, aby podkreślić nasze zamiłowanie do historii designu i pragnienie nadania zapomnianym przedmiotom nowego życia. Druga witryna jest imprezowa. Mówi o tym, że bardzo ważna jest dla nas radość zabawy i celebracja spotkań przy wspólnym stole – codziennie i od święta.
fot. Anna Maria Kotkiewicz
Ponadto, była to nasza pierwsza wystawa indywidualna, podczas której współpracowałyśmy z kuratorką od początku do końca. To ciekawe zderzanie wybujałych wizji z realiami tego, co da się wykonać.
A.K: Dla mnie osobiście również było to wyzwanie – poprowadzić Was tak, aby zbytnio nie ingerować w Wasze pomysły, a jednocześnie doprowadzić do ostatecznego momentu, kiedy trzeba podjąć konkretne decyzje na przykład dotyczące wielkości, czy kolorystyki. Witryna nie jest najłatwiejszą przestrzenią do montażu. Ograniczenia ruchowe i przestrzenne wymagają, by wiele elementów zostało dokładnie przemyślanych już na etapie projektowania.
Kontekst miejsca, w którym odbywała się wystawa, jest również niezwykle istotny. Jak oceniacie pomysł wychodzenia z ekspozycjami do ludzi, w naszym przypadku do hal targowych, gdzie odwiedzający – sprzedający i kupujący – nie spodziewają się natknąć na wystawę witrynową?
I.S.: Wystawy w takich miejscach są w pewnym sensie nieoczekiwane i mogą stanowić przyciągający element zaskoczenia. Jednocześnie uważamy, że mogą podkreślić oryginalny charakter marki i pokazać, że nie boimy się wychodzić poza tradycyjne schematy. Możemy dotrzeć do zupełnie nowych odbiorców – osób, które nie spodziewają się zobaczyć wystawy podczas codziennej rutyny. Biorąc pod uwagę demografię hal targowych, możemy spodziewać się tego, że historyczne obiekty ceramiczne lub szklane, zostaną rozpoznane przez wiele osób i wzbudzą w nich uczucie nostalgii, a co za tym idzie, pomogą im otworzyć się na resztę ekspozycji.
Przyszłość marki: marzenia, kolaboracje i rozwój
A.K.: Jakie są Wasze marzenia? Jak chciałybyście, żeby wyglądała Wasza marka?
T.W.: Chciałybyśmy być rozpoznawalną marką na wysokim poziomie, która jest inspiracją dla innych projektantów. Zakładamy również współprace i kolaboracje, a także tworzenie kolekcji kapsułowych z innymi branżami. Mówimy tu o rzeczach, które znajdują się na stole, ale także o innych przedmiotach. Może kiedyś rozszerzymy ofertę o inne elementy wyposażenia. Planujemy także oferować zestawy naczyń na zamówienie, dla klientów, którzy zostawią nam pełną swobodę w kwestii aranżacji.
I.S.: Chciałybyśmy przynależeć do świata designu i sztuki jednocześnie. Balansować pomiędzy tymi dwoma światami, żeby nie stać się tylko studiem projektowym. Wiele pracowni działa tak, że projektują rzeczy dla różnych firm, które później wdrażają je do produkcji. My chciałybyśmy jednak zachować kontakt z materiałem.
fot. Anna Maria Kotkiewicz
A.K.: Macie bardzo ambitne plany na przyszłość, ale ich realizacja z pewnością będzie wiązała się z wieloma wyzwaniami. Jak oceniacie obecne czasy – czy Waszym zdaniem łatwo jest dziś rozwijać się kreatywnie i biznesowo?
T.W.: Oj, odpowiedź na to pytanie zdecydowanie nie jest prosta. Z jednej strony nigdy nie było tylu możliwości dla ludzi kreatywnych – można pokazać swoje prace światu w kilka chwil, a także uczyć się wszystkiego online. Z drugiej strony te możliwości tworzą też wyzwania. Konkurencja jest ogromna, bo wiele osób ma dostęp do tych samych narzędzi. Wyróżnienie się na tle innych może być bardzo trudne. Klienci są wymagający – chcą jakości, chcą wiedzieć, co stoi za produktem, a jednocześnie chcą szybko i łatwo go kupić. To wymaga od twórcy umiejętności, które wykraczają poza samą kreatywność. Musisz być trochę artystą, trochę marketingowcem, a trochę przedsiębiorcą. Ale czy jest łatwo? To zależy od podejścia. Jasne, trzeba się nauczyć nowych rzeczy, zaakceptować, że czasem będzie trudno, a sukces nie przyjdzie od razu. Ale satysfakcja, kiedy widzisz, że coś co stworzyłaś trafia do ludzi i wywołuje emocje wynagradza każdą trudność.
A.K.: Bardzo Wam Dziękuję za rozmowę oraz za owocną i inspirującą współpracę przy tworzeniu wystawy. Życzę Wam wytrwałości w dalszym rozwoju twórczym i kolejnych sukcesów!
Masz jeszcze czas, aby zobaczyć wystawę Tosi i Igi na żywo. Wybierz się na spacer do podziemi Hal Targowych w Gdyni. Nowe spojrzenie na ideę zestawu znajdziesz w boksie nr 348. Więcej o wystawie studia projektowego ZBIÓR przeczytasz w tym miejscu.
Anna Maria Kotkiewicz
Artystka – projektantka, animatorka, ceramiczka, zafascynowana materią gliny, jej właściwościami i symboliką. Ukończyła Architekturę Wnętrz z wyróżnieniem, prezentując dyplom na wystawie w Centrum Sztuki Współczesnej w Toruniu. Kontynuowała swoją edukację w studio ceramicznym na Łotwie oraz w Guldagergaard – International Ceramic Research Center w Danii. Wystawiała swoje prace m.in. na Biennale w Piotrkowie Trybunalskim oraz Ogólnopolskiej wystawie pt. “Materia Prima” we Wrocławiu. Ukończyła Akademię Sztuk Pięknych we Wrocławiu z tytułem Magistra Sztuk Pięknych w zakresie ceramiki artystycznej i wzornictwa.